Niedawno rozmawiałam z przyjaciółką na temat wiosenno-letniej garderoby. Doszłyśmy do wniosku, że całkiem sporo ubrań zamiast cieszyć nas na co dzień, leży w szafie, czekając na… No właśnie na co? Z reguły na lepsze czasy lub na specjalną okazję. Tylko dziwnym trafem ta okazja nie nadchodzi, a ubrania niszczą się, wychodzą z mody i przestają nadawać się do użytku. A my nadal w tych samych dwóch zestawach ciuchów na krzyż, mamrocząc pod nosem, że nie mamy się w co ubrać.

I jak się tak głębiej zastanowić, to mam tak nie tylko z ubraniami. Ale także z biżuterią (kupiłam sobie niedawno łańcuszek z nanizaną perłą – wymarzony – i leży tak już 3 miesiąc), rzeczami do kuchni (mam komplet nowych kolorowych sztućców do lodów – ostatnio przyłapałam się na tym, że zamiast sięgnąć po nową łyżeczkę, biorę jedną ze zwykłych do herbaty), przydasiami biurowymi (notes leży i czeka w szufladzie zamiast już teraz cieszyć moje oko i umilić codzienne zapiski, choćby i listy zakupów), kosmetykami czy książkami.

Dlaczego nie korzystam z tych rzeczy?

Bo szkoda. Bo się zniszczy. Bo się zużyje. Ale czyż nie po to kupiłam daną rzecz – by ją z przyjemnością używać na co dzień? Delektować się tym, co jest tu i teraz, a nie być może zdarzy się kiedyś. Cieszyć się każdą chwilą codzienności. Nawet tej szarej i zwyczajnej. To właśnie te rzeczy mogą mi ją uprzyjemnić. Choćby to była miska lodów zjedzonych nowymi kolorowymi sztućcami.

Na co czekam?

Na lepsze czasy? Na okazję? Na nie wiadomo co? Ale kiedy te lepszy czasy mają być, jeśli nie teraz. Co to ma być za specjalna okazja by sięgnąć po nowe sztućce? Czyż piękna wiosna na oknem nie jest przypadkiem tą specjalną okazją? Dla mnie od teraz już jest. Bo czekając na lepsze czasy, mogę ich zwyczajnie nie doczekać.

Ja zaczynam już od dzisiaj używać swoich rzeczy i cieszyć się nimi. A Ty?